Aarhamitz
____________
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 280
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 17:45, 17 Maj 2008 Temat postu: Tower of Death B2f |
|
Opis do ściąnięcia:
[link widoczny dla zalogowanych]
i w wersji edytowalnej:
[link widoczny dla zalogowanych]
... oraz w wersji alternatywnej :
Przewodnik po b2f po raz kolejny - tym razem w nowej odsłonie. Znudzony klikaniem i zbyt rozmemłany by zająć się czymś konkretnym, zabrałem się za spisywanie wrażeń z pierwszej (nieudolnej) próby przejścia b2f solo.
Poniższy fragment opisuje zaledwie część b2f. Chęci opadły, więc jeżeli spodoba się Wam odmienna forma - zachęcam do opisania dalszej drogi, z perspektywy innej postaci (najemnika wynajętego przez Aarha? ). Miłej (oby :twisted: ) lektury.
Alternatywny przewodnik po B2f - część I
Kolejny już raz wyklinał ścieżkę magii i miecza. Zwerbowany przez wieżę mędrców porzucił swój kupiecki żywot, by walczyć o ład i sprawiedliwość. Chwalebna służba w imię ludzkości. Szkolenie przez najlepszych mistrzów, dziesiątki misji, polowania na zdrajców z Procyon. Bogactwo, potęga i sława... Brednie! Przebiegli starcy wykorzystali naiwność młodego Aarha czyniąc z niego podrzędnego sługusa, taplającego się na każde ich skinienie w brudzie, smrodzie i krwi. Z trudem powstrzymał ramię gotowe do zadania śmiertelnego ciosu, gdy Mistrzyni Kaillua przedstawiła mu warunki piętnastego awansu. Spychając w głębiny duszy nienawiść i pogardę dla samego siebie - pokłonił się - wyruszając na kolejną misję.
......
Sięgająca nieba, lodowa iglica wieży umarłych. Piękna: odbijająca promienie słońca tysiącem kolorów. Posępna: gdy budzą się mroczne cienie nocy. Granica dwóch światów. Czar przemija. Groza tępieje. Niczym karczemna dziewka - uzbrojona w katanę i kryształ - poświęcił długie miesiące na sprzątanie pierwszej kondygnacji. Rutyna uczyniła z wieży drugi dom. Dom, który pozostanie na zawsze w jego nozdrzach, pochłaniających każdego poranka smród przesiąkniętego zgnilizną ciała. Instynkt myśliwego nakazywał mu omijać długim łukiem tylko jedno miejsce wewnątrz wieży. Instynkt zwierzyny sprawił, że zapomniał o jego istnieniu. Przeklęta Kaillua! Kropla zimnego potu spłynęła po pobladłym czole gdy uprzytomnił sobie, dlaczego tu powrócił.
.....
Targowisko pośrodku pustyni rozbrzmiewało setkami przekrzykujących się głosów. "Tu kupisz wszystko" - zapewniał oficer Dunhike, zarządca Desert Scream. Miał rację. Tylko tutejsi kupcy potrafili sprzedawać własne szczyny spragnionym orzeźwiającej wody, czy też barwione na czerwono stalowe ostrza udające wytwory z redosmium. Klientów nigdy nie brakowało. Targ stanowił centrum pielgrzymek dla mieszczan z prowincji Noob. Odtrącając dłonie sięgające po jego sakiewkę wszedł w ciemny zaułek.
Gwar ulicy nie docierał do stoiska Jednookiego. Barczyści strażnicy odstraszali zbyt ciekawskich noobków. "Mam to, po co przybyłeś. Pokaż pieniądze, przyjacielu." Poświęcił wiele czasu, by zdobyć kontakt do tego sprzedawcy. Rzucone na blat monety stanowiły cenną pokusę. Dłoń Aarha mimowolnie zacisnęła się na rękojeści miecza. "W porządku. Klucz jest Twój." Ulga. Znajomi znajomych nie kłamali, zapewniając o wiarygodności handlarza. Smolisto-czarna peleryna śmierci - przepustka do zaświatów drugiej kondygnacji wieży zmieniła właściciela, znikając w sakwie wojownika.
.....
Ostatnie słowa bezgłośnej modlitwy wyciszyły jego umysł. Koncentracja na oczekującej go walce powstrzymała rozdzierające wolę ostrze pieśni umarłych, docierającej aż tutaj z drugiej strony portalu. Powstrzymując się od kolejnego przeglądu oręża, wydobył z sakwy pelerynę śmierci. Wkroczył w portal otulony jej szorstką materią. Przekroczył bramę drugiej kondygnacji. Odrzucił człowieczeństwo. Miał zaledwie dwie godziny - zbędne myśli spowolniłyby rozpoczynający się taniec bojowy.
.....
Kliku strażników w zarośniętym zmutowanymi roślinami korytarzu nie stanowiło przeszkody. Podobnie jak zagradzająca drogę brama - wiele można powiedzieć o nieumarłych, jednak z pewnością ich szczątkowe mózgi nie grzeszą polotem. Przełącznik znajdował się oczywiście na wyrastającym z posadzki kamieniu nagrobnym. Droga była wolna... i niepokojąco spokojna. Przybierając pozycję bojową, Aarh przeskoczył korytarz kilkoma susami. Kolejna brama i broniąca jej olbrzymia roślina? Żadna przeszkoda dla perfekcyjnie opanowanej kombinacji uderzeń... ból umierającej cielesności przeniósł go do punktu wyjścia. Dał się zaskoczyć, nie dostrzegając dwóch rzeczy: miejsce objęte było klątwą lagga - czyniąc niemożliwym zadawanie bestiom błyskawicznych ciosów - to już wiedział. Mgła unosząca się w powietrzu sprowadziła na niego śmierć - pułapka, którą musiał ominąć.
Kolejny atak. Szybki doskok, cios i unik. Niezawodna taktyka walki... pod warunkiem, że ostrze natrafia na przeszkodę. Piekielna mgła otaczała go, pozostając odporną na ciosy. Unik. Ból. Doskok, cios, unik. Bez efektu. Unik. Roslina łypnęła wyzywająco kolczastą łodygą. Doskok, cios. Więcej tego nie zrobi. Ból - znów dopadła go mgła. Unik. Ból. Zgon.
Puchowy materac w nadmorskiej willi. Troskliwe dłonie opatrujące rany... Nie! Myśli potrafią zabijać - szczególnie gdy spowalniają ciało. Teraz czeka go cierpienie wielokrotnej śmierci. Jest na to przygotowany. Liczy się tylko cel. Doskok, cios, unik, Zgon. Doskok, cios, unik, zgon. Doskok, cios, unik, zgon... niekończąca się mantra życia i śmierci. Doskok, cios, unik, zgon. Doskok, cios... naprężony dotąd konar zawinął się w konwulsjach. Droga wolna. Nim opadła brama, znalazł się na końcu korytarza. Kolejna przeszkoda, kolejna roślina. Doskok, cios, unik, zgon. Mantra zaczęła się od nowa...
Cisza. Wraz z upadkiem drugiej rośliny, mgła opadła. Rozluźnił zmęczone ciało, spoglądając na kolejny nagrobek. Potrzebuje odpoczynku. Nie teraz - nie ma na to czasu. Powracając do pozycji bojowej nacisnął dźwignię otwierającą kolejną bramę. Przebiegł korytarzem docierając do pierwszej komnaty. Aura gorąca bijąca od padających pod jego ciosami strażników podrażniła wszystkie pory skóry. Temperatura wzrastała wraz z pojawianiem się kolejnych oddziałów płomiennych zombie. Zbyt wielu. Potężnym wysiłkiem woli przywołał rezerwy mocy, aby przełamać choć na chwilę wszechogarniającą klątwę lagga. Udało się. Starannie wytrenowana kombinacja uderzeń oczyściła teren. Prawie. Z gęstniejącego gniazda mroku wyłaniała się stopniowo sylwetka ogromnego cerbera - płomiennego psa. Gdyby Aarh był sobą, odczułby zapewne empatyczną więź łączącą go z tymi czworonożnymi stworami. Kudłaty, czy gładki, lodowy, czy płomienny - z każdą odmianą potrafił nawiązać kontakt. Jednak nie w transie bitewnym. Nie w szaleńczym pościgu kłów i katany. Z pewnością nie w chwili, w której uderzenie błyskawic rozsadziło potwora, pokrywając ściany bryzgami posoki i lawy. Klucz wydobyty z trzewiów ścierwa pozwolił na otwarcie kolejnej bramy.
Następna komnata. Przypominałaby słoneczny ogród pełen pachnących kwiatów. Gdyby docierało tu słońce. Gdyby smród parzących wydzielin nazywać zapachem. Klika uderzeń wystarczyło, by wypielić grządki. Co dalej? Brama. Nagrobek. Wspominałem już, że nieumarli nie grzeszą polotem? Tym razem zaskoczenie. Przełącznik w nagrobku nie otworzył przejścia. Przywołał natomiast wielkiego skwierczącego zombie, wywijającego dwuręcznym mieczem. Ostrze ważyło zapewne więcej niż Aarh w pełnym rynsztunku, jednak ociężałe ruchy przeciwnika zniechęciły do zużywania rezerw mocy. Uderzenia zabójcy, piekieł i znamienia skutecznie rozwiązały ten problem.
Dziwny przedmiot zdobyty po pokonaniu przeciwnika nie otworzył bramy. Świadomy upływającego czasu, Aarh nerwowo przyglądał się ścianom. Zmurszałe kamienie pokryte trupim nalotem i pnączami dzikiego zielska nie podsuwały żadnej wskazówki. Systematyczne opukiwanie murów w poszukiwaniu dźwigni nie wchodziło w grę...przyklęknął, odkładając na bok broń. Oderwał się od ciała poszukując umysłem nici mocy łączących bramę z... wbitym w posadzkę mieczem. Pozbierał sprzęt i kopnięciem przesunął ostrze. Wrota zgrzytnęły, odsłaniając dalszą drogę. Zawahał się, niepewny możliwości odwrotu. Doświadczenie nie zawiodło. W korytarzu, którym tu dotarł pojawiła się kolczasta zapora. Rozbił ją, by zaoszczędzić cenne sekundy w krytycznej sytuacji.
Tuż za bramą potknął się niemal o rozkładające się zwłoki. Rdzewiejące pozostałości chaotycznie dobranych elementów zbroi stawiały pod znakiem zapytania tożsamość denata. Nie miałoby to dla Aarha żadnego znaczenia, gdyby nie prześwitujące spomiędzy rozkładających się palców skrawki pożółkłego pergaminu. Obserwując kątem oka nadciągające duchy, pochylił się by strząsnąć ze znaleziska resztki trzymającego je ciała. Jedno spojrzenie wystarczyło, by na ustach ścierającego się z duchami wojownika zagościł uśmiech: mistrnie wykreślone linie oraz starannie wykaligrafowane litery tworzyły najcenniejszy skarb, jaki mógł sobie wyobrazić. Zdobyta mapa drugiej kondygnacji wieży otwierała przed nim dalszą drogę. Czas upływał, jednak poznanie czekających go przeszkód usprawiedliwiało przerwę w toczonej od godziny walce.
Arban Raikette, przeklęty kapitan upiornej gwardii stanowił kolejną przeszkodę. Uchylając się przed ciosami bezcielesnych strażników przebiegł do żeliwnej kraty. Przesunięcie tlącego się przy niej kociołka powinno przywołać stwora. Autor mapy nie mylił się. Przyjmując pozycję bojową, Aarh wskoczył pomiędzy wirujące ostrza zapomnianych szermierzy. Szarpana we wszystkich kierunkach skóra odsłaniała krwawiącą stal mięśni ogarniętych szaleńczą żądzą walki. Orgazmiczne pchnięcie zakończyło taniec, eksplodując barwnymi wyładowaniami skondensowanej energi. Zazwyczaj w takich chwilach wypełniał swoje płuca narkotycznym dymem. Tym razem duchowe potrzeby ustąpiły miejsca miksturom, których gorzki smak wlał nowe życie w stąpające na granicy śmierci ciało. Dalej. Choć wiedział już, że nie zdąży.
Przeraźliwy zgrzyt odbijający się echem od kamiennych ścian podrażnił czułe zmysły. Kolejne wrota. Ukryty mechanizm wprawiał je w trwający od wieków ruch, czyniąc z nich śluzę raczej, niż zaporę powstrzymującą nieproszonych gości. Bufor dla przechodzących. Cisza przed burzą. Dogodny punkt do skoku między wrogów. Skrzyżował ostrza zanim jego stopy dosięgnęły ziemi. Nie przystanął, przetaczając się w uniku przed świszczącą strzałą. Uniósł się, miotając wiązkę energi w największego z fantomów. Wszystkie razem - w zasięgu ramienia. O to mu chodziło. Zatoczył ostrzem kilka okręgów, oczyszczając teren. Przetrwał tylko jeden. Otchłań w oczach demona przyciągała wytłumione myśli. Marynarze zapuszczający się na dalekie wody powtarzali często mity o syrenach - morskich potworach, których bronią był hipnotyczny wdzięk. Skojarzenie było trafne. Okoliczności niefortunne. Potężny, dwuręczny miecz rozpłatał cielesność Aarha.
Znów w punkcie wyjścia. Nie wykona swojej misji - to problem na później. Przywołał aurę, by jak fala przepłynąć między odrodzonymi stworami. Szybka. Niszczycielska. Nieuchwytna. Blednąca czerń peleryny śmierci nie pozostawiała złudzeń. Ciążąca w umęczonej dłoni katana, nie pozostawiała wątpliwości. Czas minął. Ostatni cios znikającego wojownika powalił przeklętego fantoma. W oddajającej się wieży, załomotał upadający miecz.
.....
Zawiódł. Obolałe ciało i spustoszony umysł domagały się pomsty na osobie, która wysłała go w zaświaty. Gotująca się krew żądała zakończenia służby dla wieży mędrców - brutalnego, gordyjskiego cięcia, stanowiącego ostateczne rozwiązanie kwestii władzy i poddaństwa. Wywalczy swoją wolność stąpając po ścierwie mistrzyni Kaillua. Tak zrobi. Później. Gdy ukończy misję.Obowiązek przede wszystkim. Powróci na drugą kondygnację wieży umarłych. Musi zdobyć nowy klucz. Powróci by wypełnić zadanie. Powróci, lecz nie sam - skarby umarłych wystarczą, by opłacić najemników. Powróci, lecz nie w ciemno - przestudiuje znalezioną mapę, by przewidzieć czychające zasadzki. Czas na przygotowania. Reszty dopełni magia. Reszty dopełni katana.
Post został pochwalony 1 raz
|
|